21 dni minęło, jak zwykle za szybko. Rozleniwiłem się tak, że masakra. Pora teraz wracać na uniwerek. Generalnie ciężko jakoś mi ze wszystkim ostatnio. Nie mogę się zmobilizować do czegokolwiek i trwam w beznadziejnym stanie nicości. Wiszę w powietrzu, jak kłębiasta szara chmura, z której za chwilę lunie rzęsisty deszcz.
Może mi minie, a może nie...
Mam to w dupie.
PS: Bez kitu brak mi wiosennych uniesień.